Opis |
Obraz świata jest taki, jaki jest stan psychiczny człowieka postrzegającego. Ktoś zakochany określi ten świat jako bajeczny ogród pełen piękna i miłości. Ktoś inny określi go jako zwariowany, trudny do ogarnięcia pęd wydarzeń.
Całe nasze zachowanie, działanie, odczucia i decyzje, są zgodne z obrazem samego siebie. Działamy, więc tak, jak osoba, którą jesteśmy w swoim podświadomym wyobrażeniu. Jeśli chcemy zmienić coś w swoim życiu powinniśmy przede wszystkim zmienić swój sposób myślenia.
Książka Psychologia losu człowieka adresowana jest do każdego z nas. Umożliwia dokonanie świadomej zmiany własnego wizerunku, tak, aby korzystnie wpływać na swój los.
Zmień swoje przeznaczenie!
Spis treści:
Wstęp............. 7
Model reagowania na los człowieka..... 11
Fundamenty przyszłego losu ..... 39
Remanent programu twojej miłości..... 75
Również małżeństwo kreuje los..... 101
Seksualność także steruje losem..... 129
Za zakrętem drogi losu..... 155
Od czego zależy sukces..... 185
Zakończenie..... 203
Bibliografia..... 205
Fragment:
Również małżeństwo kreuje los
Małżeństwo, bez względu na formę jego zawarcia, jest od zawsze nieuchronnym elementem drogi życiowej normalnego człowieka we wszystkich kulturach świata. Presja Natury, w stosownym przedziale wiekowym, nie pozostawia żadnych ku temu wątpliwości. Jest to presja nie tylko fizycznego przyciągania się płci, ale nade wszystko, psychicznej potrzeby trwałego związku, przynależności i wyłącznego posiadania oraz radości wspólnego potomstwa. Wewnętrzne pragnienie posiadania dziecka jest psychiczną potrzebą w równym stopniu kobiet i mężczyzn, chociaż niejednakowa jest, jak się wydaje, intensywność tej potrzeby.
Na przestrzeni wieków podejmowano różne próby rozwikłania tajemnicy sprawiającej, że wśród setek lub tysięcy znajdujących się w społecznym zasięgu młodych ludzi, zauroczenie związane jest z tą jedną, konkretną osobą, nierzadko natychmiast po jej ujrzeniu (miłość od pierwszego wejrzenia), zanim jeszcze nastąpi bliższe poznanie się. W innych natomiast przypadkach, ludzie przebywają w pobliżu siebie krócej lub dłużej, nawet przez długie lata, i nic ich ku sobie nie ciągnie. Nie będziemy jednak w tej książce zajmowali się głębszą analizą zawiązywania się życiowych tandemów. Bez względu bowiem na to, czy przyczyną było tajemnicze, miłosne zauroczenie, chęć wyrwania się spod rodzicielskich skrzydeł, „ukaranie” narzeczonego poślubieniem kogoś zupełnie przypadkowego, uczynienie na złość mamie, zamiar poprawienia statusu majątkowego, przypadkowa ciąża czy też desperacka ucieczka przed staropanieństwem - będzie się owe małżeństwo toczyło według zbliżonego harmonogramu ramowego. Zainteresuje nas więc instytucja małżeństwa od momentu jej zawiązania się oraz jej wpływ na losy jednostek człowieczych. Nadto małżeństwo tworzy dwojgu ludziom pewien krąg zamknięty wewnątrz, którego mają się uczyć, kształtować i rozwijać sami oraz jako wspólnota rodzinna. Granice tego kręgu wyznaczają uwikłania uczuciowe, organizacyjne (organizacja życia), prawne, ekonomiczne i społeczne (np. w sferze obyczajności).
Kawalerowie i panny na ogół nie zdają sobie sprawy z tego, czym w istocie jest małżeństwo. Wydaje im się nader często, że będzie to długi i szczęśliwy romans między dziewczyną, zawsze pełną słodyczy i uległości, a chłopakiem ciągle zachwyconym, pełnym opiekuńczości i odczytującym z oczu każde życzenie, zanim zostanie ono wypowiedziane. A to nieprawda. Małżeństwo bowiem jest ciężką próbą mającą niewiele wspólnego z pogrążeniem w bezbrzeżnym oceanie niezmąconej szczęśliwości. Jego celem jest przeżycie przemiany, co z natury rzeczy nie jest pracą łatwą, bowiem zasadza się na chirurgicznej obróbce własnego ego. Jednym udaje się to zgrabnie, innym - wcale. I to właśnie stanowi, jak się wydaje, kwintesencję tej części ludzkiego losu, która jest współzależna od relacji i powiązań dwojga ludzi ze sobą. Małżeństwo prawidłowo pojmowane i realizowane, jest też wielką lekcją mądrości życiowej przez uczenie się zmniejszania dystansów rozpiętości między oczekiwaniami a realną rzeczywistością, w ramach wyznaczonych konkretnym układem interpersonalnym. Układem rodzącym zobowiązania, oczekiwania, hamulce i nurty konieczności wzajemnego wspierania się w wysiłkach na kilku zasadniczych płaszczyznach, wyznaczających zarazem konfigurację kreatywności małżeństwa, jako każdej osoby odrębnie, ale we wzajemnych zależnościach. Przez kreatywność rozumiemy tutaj takie formy samorealizacji, które wydobywają z człowieka maksimum radosnego zaangażowania we wzbogacenie jakościowej strony związku, jego wielostronny rozwój duchowy (uczuciowy), dają doceniane wsparcie rozwoju i osiągnięć na płaszczyznach pozamałżeńskich oraz poczucie wartościowej spójni, przyczyniając do doznawania szczęścia z tego powodu.
W anonimowych badaniach ankietowych przeprowadzonych w Polsce w 2001 roku, 78% osób uznało swoje małżeństwo za udane. Z arytmetyki więc wynika, że 22% uważa swoje małżeństwo za związek niosący więcej uciążliwości niż zadowolenia. Duży to odsetek czy nie - ocena będzie zależała od kryteriów wartościowania. O udanym związku ludzie mówią wówczas, gdy mają poczucie, że postawa drugiej osoby sprzyja zaspokajaniu aspiracji, nie występuje uciążliwe poczucie przymusowej redukcji własnej wolności. Pejzaż potrzeb osobistych jest niekolidujący z potrzebami wspólnego szlaku, wychodzeniem sobie naprzeciw, wspieraniem się w dążeniach i ratowaniem w kłopotach, szczerym radowaniem sukcesami partnera (partnerki), a odrębności w indywidualnych upodobaniach są życzliwie tolerowane. I o tych szczęśliwych związkach nie będziemy tutaj mówili, bowiem one nie potrzebują analizy, wspierania, pomocy, rozumienia. W związkach udanych jednakże, czasami również mają miejsce przejściowe turbulencje, których mechanizmom warto się przyjrzeć.
Wydaje się, że zasadniczymi przesłankami dążeń do wstąpienia w związek małżeński są: miłość, zauroczenie, fascynacja, kalkulacja. Klasyfikacja powyższa nie wyklucza sporadycznego zaistnienia innych przesłanek np. presja, przypadkowość itp. Natomiast w dążeniu do zawiązku można zaobserwować różną siłę indywidualnego napierania w następujących konfiguracjach:
1. przede wszystkim ona chce tego małżeństwa,
2. przede wszystkim on chce tego małżeństwa,
3. oboje z równą determinacją dążą do małżeństwa,
4. nie są wprawdzie w sobie zakochani, ale lubią się i uważają, że istnieją ważne powody, dla których powinni zawrzeć małżeństwo,
5. lubią się i nie zależy im na prawnej legalizacji związku, ale poddają się presji (otoczenia, okoliczności, sytuacji).
A w twoim przypadku, jaka była realna prawda o rzeczywistości? Tak naprawdę, jakie było usytuowanie emocjonalne w powyższych klasyfikacjach? Co w waszym małżeństwie jest życiowym skutkiem takiej właśnie formy twojego zaangażowania się w ten związek? Jak twoja ówczesna postawa ma się do obecnego poczucia jakości życia?
Związki małżeńskie wydają się być węzłową konstrukcją podstawowej drogi losu człowieka z kilku zazębiających się powodów, np. uwikłania w relacje, których dynamika wynika z odmienności przeciwstawnych konstrukcji charakterologicznych, preferencji życiowych, wyniesionych z dzieciństwa wzorców środowiskowych, oczekiwanych płaszczyzn samorealizacji itp. Bardzo ważnym czynnikiem zdaje się być także dwubiegunowość wszelkich form istnienia ziemskiego (np. plus - minus, dobro - zło, zimno - ciepło, narodziny - śmierć, prawo - lewo, męskie - żeńskie, aktywność - pasywność itd.) - realizowana w bezustannym ścieraniu się, walce przeciwieństw. Mężczyzna przyciągany jest przez kobietę, kobieta przez mężczyznę. A gdy już są razem, podejmują walkę ze sobą. Nie potrafią żyć oddzielnie, nie potrafią też żyć razem. Mimo ogromnego przyciągania, podlegają również znacznemu odpychaniu. Najpierw bardzo chcą być ze sobą, a później staje się to niewygodne. Dlaczego? Dlatego, że oboje pragnąc stworzyć jedność, również chcą, aby owa jedność była „moja”. Sensem zaś tego napierania nie jest bynajmniej wzajemne zwalczanie się, lecz takie oszlifowanie obydwóch odmiennych jakości, jakie doprowadzi do wykształcenia pośredniej, jakości trzeciej, złożonej z proporcji, zapewniających pewien okres stabilnej równowagi. Inaczej mówiąc - do takiego zafunkcjonowania związku, w jakim każde z małżonków, mimo całej swojej indywidualności funkcjonowania, wspiera się i jest wsparciem dla drugiego. Dodaje to intensywności wzajemnemu przyciąganiu (miłości) powodując, że oboje podobają się sobie i czują się wzajemnie sobie potrzebni. Potocznie nazywa się to „okresem docierania”. Jeżeli proces ten nie zaowocuje harmonijnością, tzn. nadal jedno nadmiernie przywiązane do własnego ego będzie je eksponowało, wymuszając na drugim presję, własne priorytety będące uciążliwością, ścieranie się będzie miało wszelkie cechy destrukcyjności, uciemiężenia, deprecjacji. I tu rodzi się bunt (awantury małżeńskie), albo życie w poczuciu uciemiężenia (zgorzkniałość).
Owa konieczność „docierania się” jest zjawiskiem synchronizacji dwóch egzemplarzy osobowości wykształconych w dwóch różnie funkcjonujących środowiskach rodzinnych, a często i warstwach społecznych, o równie niejednakowych hierarchiach ważności spraw, postaw, podziałach ról, sposobach zachowań, nawykach estetycznych, higienicznych, preferencjach form spędzania czasu itp. Nie jest więc sensem etapu docierania się, wbrew potocznemu mniemaniu, potrzeba praktycznego zakreślania obszarów dominacji (chociaż tak stać się może), lecz nade wszystko sensem jest szansa (potrzeba) nauczenia się siebie wzajemnie i wypośrodkowania rozwiązań, ścieżek kompromisowych, w praktyce wspólnego i nierozłącznego dnia powszedniego. Synchronizacja funkcjonowania, nauka tolerancji dla faktu, że ktoś może zachować się, zareagować, zadecydować, zająć stanowisko w sposób inny, niż my byśmy to zrobili, ale ta inność wcale nie oznacza czegoś złego, szkodliwego. Jest więc ten okres jakby uświadamianiem, na ile i w którym miejscu trzeba zmodyfikować własną postawę, aby osiągnąć myślenie w kategoriach „my” zamiast „ja”. I nie o zwrocie retorycznym tutaj mówimy, lecz o realnych formach zachowań: czy w konkretnej sprawie biorę pod uwagę jedynie to, co sam uważam za słuszne, mądre i celowe, a od rodziny oczekuję podporządkowania się i wspierania moich działań, czy też biorę pod uwagę, jak my oboje będziemy się czuli w nowo tworzonej sytuacji? Ja bezdyskusyjnie ustalam marszrutę na drodze życia, czy też my razem wypracowujemy decyzje obopólnie aprobowane? Jedno z nas jest zdominowane i zniewolone życiem dla drugiego, czy też każde znajduje swoją samorealizację poprzez życie dla siebie i partnera zarazem.
Żaden inny układ personalny nie stwarza pełniejszych współzależności, wszechstronnych możliwości ścierania się i przekształcania postaw egoistycznych w altruistyczne, pracy nad przekształceniem interesu indywidualnego w interes zbiorowy, radości i satysfakcji indywidualnej we wspólną, albo łamania drugiej osoby siłą naporu własnego ego. Wszak płaszczyzny harmonii małżeńskiej to nade wszystko: wspólne wyobrażenie o spójności rodziny, wspólne cele życiowe rodziny, wspieranie się w samorealizacji indywidualnej oraz podobne wyobrażenie o roli i funkcjonowaniu męża i żony, matki i ojca w rodzinie.
|